Sulawesi Tengah czyli Sulawesi Centralne, a tak naprawde Togian Islands :)
Wszyscy znają to miejsce jako Tomken Island, a resort tam przyjmujący gości to Fadhila Resosrt.
Ten Pan w okularach to właściciel/menager miejsca… jest cudownym gościem, który mial kilka lat temu szczęście pozanć dwóch Duńczykow Kennetha i Toma, ktorzy stali się cichymi właścicielami tej wyspy.
Przyjeżdżali tak często w rejony Katupat, w czasach kiedy tylko najwytrwalsi podróżnicy docierali na Togeany, że zaprzyjaźnili się z rodzinami w Katupat, a przede wszystkim z rodziną Jaffy (chyba tak miał na imię, ja go tak w każdym razie myślach nazywam).
Nie znam historii Toma (aczkolwiek był chwile z nami na wyspie), ale Kenneth spędził z nami całe 5 dni i sporo fajnych ciekawostek nam opowiedział.
Otóż Panowie zakochali się w Togeanach i postanowili kupić zadżungloną wyspę na przeciwko Katupat… A wlaściwie nie mogli jej kupić, bo byli obcokrajowcami, dlatego kupili ją Jaffie i jego rodzinie, a sami stali się stalymi bywalcami wyspy.
Początki byly trudne i żmudne, ponieważ cala wyspa pokryta była dżunglą, a dookola były namorzyny…
Wycinanie i karczowanie trwało wiele czasu, ale w końcu powstał Fadhila resosrt.
Pare domków na zielonej trawce, a tuż obok biały pisek i bezkresny ocean.
Tom i Kenneth przyjeżdżają na zimę, kiedy nie ma sezonu na tak długo, jak tylko chcą. Stali się dobrymi orędownikami, trochę sponsorami, a przede wszystkim wychowawcami dla wszystkich pracujących w resorcie ludzi.
Dbają o to, żeby resort rozwijał się, a personel edukował oraz żeby do wyspy docierały różne fajne nowinki. Sam Kenneth nauczyl się indonezyjskiego. W każdy wieczór gra z chłopakami, po ich pracy w różne karciane gry i wciąga do tego gości. Jest super atmosfera. A przy tym wszystkim nigdy nie wtrąca się do samego prowadzenia resostu. Szefem jest Jaffa i on ustanawia zasady i warunki. Nigdy nie podważa jego zdania.
Nie mam żadnego zdjęcia Kennetha, ale musicie sobie wyobrazić bogatego Duńczyka, z dystansem do życia, troche frywolnego, ktory nie przebiera w słowach i żartach. Nie pobłaża i nie mówi komplementów gościom.
Po prostu czuje się na wyspie jak u siebie w domu, ale nikomu się nie narzuca.
Ja trafilam tam, jak zwykle, przez dobry zbieg okoliczności. Prom nie przypłynął i akurat łódka z Jaffa i Elim (naszym kumplem z poprzedniej wyspy, loklsem, ktory się urodził na wyspach i ma swoją łódkę) ładowała się i przygotowywała do odpłynięcia z Wakai (wioski, ktora jest skrzyżowaniem wszystkich dróg morskich na Togeanach). Pogadaliśmy i zabrali nas ze sobą.
Układ był prosty… jak zostaniemy na Tomken to nie płacimy za tę przejażdżkę, jak popłyniemy dalej to płacimy… i tak los zadecydował za nas… I bardzo dobrze zadecydował :)
Spędziłam tam 5 cudownych dni. Pyszne jedzenie przy jednym stole ze wszystkimi gośćmi. Poznaliśmy wyjątkowe osoby, które miały tyle fajnych rzeczy do opowiedzenia.
Odbyliśmy najlepszą wycieczkę snorkową na rafę zwaną „Hotel California”
Odwiedziliśmy zarowno wioskę Katupat
Jak i pobliską wysepkę Bolilanga Island, na ktorej też znajduje się, podobny do Fadhila, resort.
Zaliczyliśmy tam piękny zachod słońca
Już nie mowie o tym, że nie ma tam ciągłego dostępu do prądu (tylko kilka godzin wieczorami) ale najważniejsze, że nie ma dostępu do Internetu, ani do zasęgu telefonicznego, co oznacza, że można się całkowicie odłączyć od rzeczywistości.
Wyspa wcale mała nie jest. Mieliśmy ochotę wybrać się na trekking, bo nas lokalesi zachęcali i zobaczyć drugą stronę i plaże po niezamieszkałej stronie… ale po 50 metrach przeleciał nam przed nogami wielki jaszczur, a potem nie mogliśmy znaleść żadnej ścieżki, bo zarasta strasznie szybko, a trafiku wcale nie ma za bardzo, więc zawróciliśmy i plan nie został zrealizowany… Jest zatem najważniejszy powód do powrotu :)
Żeby nie było nudno oddaliśmy się gapieniu na lion fishe, ktore podpływały pod pomost, żeby atakować kraby
Noa (mały Sloweniec) zawsze siedział z nami na pomoście i łowił kalmary i ośmiornice, a potem jedliśmy je na kolację
Smutno było się rozstawać z Tomken Island, a jeszcze gorzej wogóle z Togeanami… Były uściski i pożegnania…
JEDNO JEST PEWNE !!!! TRZEBA TAM WROCIĆ